Rzucamy się sobie do gardeł.
Mam znajomych różnistych – od prawa do lewa. Kiedyś chadzaliśmy na piwo i drocząc się pokpiwaliśmy z siebie i swoich opcji nawzajem, nie wchodząc za mocno na drażliwe tematy. Ale jeżeli już się zdarzyło i wybuchła dyskusja, to były to argumenty. Nawet jeżeli wchodziły emocje, to jako nośnik argumentów. Nigdy nie było naszym celem zgnieść i zgnoić dyskutanta. A często przyznawało się rację drugiej stronie. Nie był to dyshonor. No bo co zrobić, gdy przeciwnik ma rację?.. Nigdy nie wchodziło się na sprawy osobiste, nie insynuowało jakichś nikczemności, nie imputowało jakichś bzdur które miały deprecjonować wszystko co mówi, na wypadek gdyby miał rację. I nie chodzi o to, że poglądy były letnie jak odstałe piwo. Bywaliśmy (jesteśmy) zapaleńcami którym się często paliło pod kopułą! Ale szanowaliśmy się nawzajem…
Dziś? Rzucamy się sobie do gardeł. Jeżeli ktoś głosi jakiś pogląd, to ważniejsze od tego co mówi, jest co robił jego dziadek, albo czy ma spłacony kredyt. Albo nie daj Bóg jakiego jest pochodzenia. Tak jakby był ktoś, kto miałby udzielać certyfikatu na głoszenie prawd.

Mam znajomych różnistych – od prawa do lewa. Jedyną sytuacją gdzie wypierdalam zdecydowanie z kopem na pożegnanie to opcje komunistyczne i faszystowskie. Modne stało się deklarowanie na mediach społecznościowych, by ci, którzy mają odmienne poglądy – poszli sobie precz. Niektórzy okraszają to jeszcze jakimś przymiotnikiem na pożegnanie… Ja to odbieram jako bezradność i niezgodę. Jako rozpaczliwy bunt przeciw zalewaniu nas przez morze inwektyw, jadu i szydery. Już nie chcemy tego słuchać, czytać ani sami reagować w ten sposób.
Już nie chadzamy na piwo w gronie różniącym się poglądami. Bo choćby każdy nie wiem jak się pilnował – zawsze się coś wypsnie; jakiś komentarz czy uwaga… I zaczyna się dyskusja śmiertelnie serio z szarpaniem się na gotowce i frazesy. Już nie ma argumentów, żartów czy błyskotliwych ripost po których śmieją się obie strony. Są kose spojrzenia i zacięte usta. Są niedyskutowalne prawdy objawione i przekonanie o twierdzy oblężonej przez wrogów, agentów i zdrajców…
Co się z nami stało? Kto tak podkręcił atmosferę? Kto dolał tyle kwasu do słów wypowiadanych przecież od dawna, że potrafią wypalać dziury w znajomościach, towarzystwach i przyjaźniach?

Dlaczego nie możemy się różnic z szacunkiem? Niestety muszę stwierdzić że więcej winy – pomówień, demagogii i zwykłych kłamstw było po stronie Kaczyńskiego. Od razu zaznaczam – nikogo nie wybielam i nie chcę tu bronić żadnej opcji, ale akcja rodzi reakcję i nienawiść siana całymi garściami zaczęła niestety wzrastać. I dawać zatrute owoce.
Nie zamierzam się ślimaczyć i wykonywać kompulsywnych pojednawczych gestów. Bo sam nie jestem w stanie wyobrazić sobie że podaje rękę kilku osobom. Może jednak na początek każdy we własnym zakresie spróbowałby dać odpór rzece gówna które co dzień na nas spływa?
Może na początek spróbujmy zastosować jedno z przykazań dekalogu – nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu…13263707_1182626438455424_2179944403063102264_n

Komentarze

comments